Zgodnie z zapowiedzią Google 15 lutego br. na rynku pojawiła się najnowsza wersja przeglądarki Chrome, w której będzie działał mechanizm blokujący wybrane reklamy na stronach internetowych. Według zapowiedzi mechanizm blokujący ma dotyczyć wyłącznie tych reklam, które nie spełniają norm przyjętych przez organizację Coalition for Better Ads. Chodzi o irytujące użytkowników formaty, takie jak wyskakujące okna czy filmy wideo z domyślnie włączonym dźwiękiem. Wprowadzenie przez Google własnego rozwiązania blokującego reklamy na stronach może mieć dla wydawców i reklamodawców poważne konsekwencje, szczególnie w Polsce gdzie Chrome ma największy udział w rynku przeglądarek (wg danych Gemiusa ze stycznia br. z Chrome korzysta ponad 31,5 proc. internautów). O tym, że zmiany dotyczące ograniczania reklam przez producentów przeglądarek mogą spowodować znaczące skutki świadczy przykład Safari, w której we wrześniu ub.r. wprowadzono Intelligent Tracking Prevention (ITP) z restrykcjami działania plików cookies. Okazało się, że zmiany w Safari dla niektórych firm w branży reklamowej mogą oznaczać straty na poziomie nawet 20 proc.
Jeszcze na etapie zapowiedzi wprowadzenia adblockera w Chrome pojawiły się zastrzeżenia dotyczące działania tego mechanizmu. Pochodziły one od firmy Eyeo, producenta znanej wtyczki Adblock Plus blokującej reklamy. Zgodnie z ustaleniami Eyeo Chrome będzie domyślnie blokował jedynie 9 spośród 55 formatów reklamowych uznawanych za nachalne i irytujące.
Co to będzie oznaczało w rzeczywistości?
Pojawiło się już wiele teorii na ten temat, lecz najbardziej popularną z nich jest ta o zmonopolizowaniu rynku reklamowego przez reklamy wypuszczane za pomącą narzędzi Google’a. Wnioski nasuwają się same- jeżeli inne formaty mogą zostać uznane przez przeglądarkę za nachalne to przecież oczywistym jest, że formaty Google’a będą najodpowiedniejsze.
Anna Skatulska Social Media Manager